Jakże chętnie określa się tym mianem rozmaite spędy poetyckie, jakby zapewniając, że proponują ucztę duchową. Bardzo łatwo ulegam czarowi tego sformułowania i cieszę się na myśl o celebracji słowa wiązanego. Z tego, że będę mogła słuchać, jak autorzy czytają własne utwory. Jak indywidualny rytm oddechu buduje specyficzną strukturę pauz, jak się zestawia z brzmieniem głosu, tworząc charakterystyczną dla każdego poety melodię. Jak ta z kolei wydobywa z tych tekstów coś, co nieuchwytne w trakcie cichej lektury.
I gnana tym impulsem trafiam w miejsce, gdzie występują poeci. Głodna obcowania ze sztuką słucham wprowadzenia. Prezentację sylwetki autora zazwyczaj traktuję jak chwyt retardacyjny. Przynajmniej w ciągu pierwszych pięciu minut łudzę się, że podbije napięcie w dalszym przebiegu spotkania. Wtedy liryka wybrzmi z właściwą siłą. Ale już po dziesięciu, kiedy wprowadzający dochodzi do informacji „dyplom z wyróżnieniem w 1971 roku”, wiem, że nic z oczekiwanego efektu.
Tymczasem wiersz czeka na swoją kolej. Miał stać w centrum i wzruszać jak źrebak na łące, a został użyty niczym koń pociągowy. Zmaga się z rosnącym wciąż ciężarem sylwetki. A tu jeszcze informację, że autor jest głównym specjalistą, a nie specjalistą tylko w jakimś zakładzie i na dwudziestolecie twórczości trzydzieści lat temu dostał odznaczenie.
Wreszcie wiersz, coraz bardziej przypominający szkapę ze słynnej noweli, dociera do żłobu i spożywa swoją garstkę owsa, ale już wiem, że to nie święto wiersza, ale popis ludzkiej próżności.
Dzień dobry! Mogłaby się Pani z nami mailowo skontaktować? Mamy dla Pani małą filmową niespodziankę… 🙂
Nasz adres: zsp1998r@gmail.com