To nie mój tytuł, ale moje odczucie. Doznanie, które towarzyszy człowiekowi chyba od zawsze. Ewa Lipska zapisała ten moment chwiejnej równowagi w jednym z wierszy najnowszego tomu „Pamięć operacyjna”. (Ze względu na objętość można by go nazwać zbiorkiem, bo zawiera tylko dwadzieścia cztery utwory, ale z racji ciężaru tematów ta zdrobniała forma już do niego nie pasuje).
Czytam tę książkę od kilku miesięcy, a niektóre wiersze ciągle stawiają mi opór. Są jednak i takie, jak „Awaria świata”- wprost mówiące za mnie:
Nadchodzi awaria świata. Ale jeszcze drzemie
rozleniwiona w zaroślach.
Pomrukują wiolonczele rozstrojonych traw.
Już rozbrojone niebo. Błyskawica
udaje nocną lampkę. Jeszcze daleko grzmot.
Mamy nadzieję, że ominie naszą wieś.
Idziemy na piwo do pobliskiej knajpy.
Jeszcze księżyc wrzucony do rzeki.
Jeszcze nie dzieje się nic.
Zjadamy miłość. Wypluwamy pestki.
Patrzymy na złom cmentarza.
Mniej więcej umarli. Ale więcej nic.
Skomentuj