Tydzień temu w samo południe stałam na placu Litewski, tuż przy poczcie, gdzie jedenaście koni wierzchem czekało na znak do parady. Miały w sobie wdzięk, wprost nieopisany, więc się nie będę kusiła o jego oddanie. Jeźdźcom też niczego nie brakowało, ale żem nie panna, nic o sile munduru. Zaczynała się właśnie Wigilia Poetów i Ułanów. Z głośników rozległ się głos ich inicjatora nieżyjącego od dziesięciu lat Tadeusza Kwiatkowskiego- Cugowa. Recytował swoją „Kolędę”. Boże, jak on to robił!
Pamiętam go z wielu spotkań literackich i jego sposób mówienia wierszy, który zawsze dawał mu przewagę nas nami wszystkimi. Wpadał w patetyczny ton, jednak ta wschodnia maniera deklamacji u niego nie irytowała. I jego wierszom służyła znakomicie, zawsze podnosząc wartość słowa w napisanym przez siebie tekście.
„Kwiat”, bo tak się do niego zwracaliśmy, ciągle tu nie masz na tym polu godnego następcy.