Archiwum | Luty, 2018

DWA W JEDNYM PLUS JESZCZE COŚ

21 Lu

Ten dodatek to ponowne odkrycie Dworku Wincentego Pola i to nie tylko jako muzeum biograficznego, ale też miejsca otwartego na najbardziej aktualne przejawy kultury. Poprzedni raz byłam tu z okazji któregoś z okrągłych jubileuszy Sceny Plastycznej KUL, której działalność dokumentowała wystawa zdjęć Lucjana Demidowskiego.

Teraz impulsem do odwiedzenia tej placówki stało się spotkanie autorskie duetu Anna Łyczewska (poezja) i Krzysztof anin Kuzko (fotografia). Ich wspólna książka „Lublin zza mgły” ukazała się w Norbertinum pod koniec 2017 roku jako pozycja zrealizowana w ramach stypendium Prezydenta Miasta Lublina.

Miejsce okazało się sympatycznie kameralne. Automatycznie wytworzyło się poczucie bliskości między bohaterami spotkania i gośćmi, którzy wypełniali salę po brzegi. Pan Wiktor Kowalczyk, kustosz, miło sprawował rolę gospodarza, a obecność prezesa Wydawnictwa Piotra Sanetry podnosiła rangę wydarzenia. Poczęstunek w tym domowym otoczeniu stał się sympatycznym podwieczorkiem, co piszę bez cienia kpiny, lecz głęboko przeświadczona, że choćby najmniejszy bufet zatrzymuje na chwilę gości. A krzątanina wokół stołu sprzyja nawiązywaniu kontaktów i zwykłą publiczność zamienia w towarzystwo. Słowem; jest ważnym dopełnieniem prezentacji samego dzieła.

Choć ono przecież powinno pozostać w centrum. Więc do rzeczy. Poetka wypełniła swoją część tomiku utworami haiku. Nie pokuszę się o rozpoznawanie cech gatunkowych japońskiej formy poetyckiej w zamieszczonych przez Anię tekstach, bo trudno temu sprostać. Wschodni sposób notowania wrażeń opierał się na innym metrum, a także na ścisłym związku z odmienną filozofią, więc europejskie próby wyrażenia treści w trzywersowych utworach muszą być odległe wobec pierwowzoru. Tym niemniej wspólną cechą pozostaje dążenie do minimalizmu, oddania nastroju chwili, pewnej subtelności wyrazu. Najbardziej poruszył mnie te :

Przy grobie dziecka
zapachniały poziomki.
Kiedyś ktoś płakał.

Fotografie Krzysztofa anin Kuzko – współtworzące album to portrety miasta co najmniej dwojakiego rodzaju. Jedne dają pierwszeństwo zobiektywizowanej prawdzie (o ile w sztuce można o takiej mówić)krajoznawczej, drugie mają charakter kompozycji symbolicznej, jak ten ptak w locie nad drutami Majdanka lub dwa cienie postaci w ruchu padające na tło bruku. I jeśli tutaj miałabym ujawnić własne gusty, to przyznam, że wolę zdjęcia bez tych postarzających je ramek, które zostały dodane do konterfektów miasta. Fotografie wypełniające całą powierzchnię stron lepiej do mnie przemawiają.

Zresztą sami będziecie mogli wyrobić sobie pogląd, oglądając wystawę obydwojga artystów w Urzędzie Miasta.

Świadectwo lubelskości

15 Lu

Waldemar Michalski to człowiek – instytucja: poeta, recenzent, redaktor kwartalnika „Akcent”, członek Związku Literatów Polskich, juror konkursów literackich, wieczny entuzjasta sztuki. I w wielu z tych ról pokazuje go książka „Zapisane w kalendarzu (szkice, komentarze, wspomnienia) – zbiór różnych gatunkowo tekstów, które przez lata publikował na rozmaitych łamach lub wygłaszał w stosownych okolicznościach

Jak przystało na pozycję wydaną w ramach zadania publicznego pod nazwą „Literaci Lubelscy Lublinowi na 700-lecie Miasta” stoi ono w centrum uwagi autora. Znajdziemy tu więc rys literackiej historii tego miejsca, polsko-żydowskie dzieje słowa drukowanego w Lublinie i obraz jego wielokulturowości na przestrzeni dziejów. Te ogólne tematy poprzeplatane są omówieniami twórczości pisarzy związanych z Lubelszczyzną. Lokalna perspektywa jest w moim odczuciu istotną wartością tej książki. Wybory dyktowane sympatią lub przynależnością do wspólnego kręgu stają się wyrazem zakorzenienia w środowisku. Michalski nie próbuje sugerować, że ustawia hierarchię literackich wartości według zobiektywizowanych miar. Raczej przedstawia się jako ktoś życzliwie towarzyszący twórczości kilkunastu osób z naszego regionu. To postawa godna najwyższej pochwały.

Chwilo trwaj!

12 Lu

Czas stracił ciągłość. Rzeczywistość rozpadła się na widoczne gołym okiem cząstki. Sweet foty dokumentują najpiękniejsze momenty indywidualnego życia, you tube częściej zapełnia się obrazami tragicznych zdarzeń, raczej odnoszącymi się do szerszej społeczności. Ten, naturalnie uproszczony w opisie, stan rzeczy jestem skłonna zaakceptować, bo może koncentracja na krótkotrwałych sytuacjach pozwala nam nie zauważać upływu czasu, a uświadomiony potrafi zaboleć.

Ostatnio chciałam poznać stan prawny w ważnej dla mnie kwestii. Poszukując orzecznictwa, przeglądałam kolejne strony internetowe i znajdowałam publikowane tam postanowienia. Jedne były z 9 grudnia godz 14. 32 , drugie z 17 lipca 13.15, kolejne… Długo bym mogła wymieniać szczegóły, cóż mi jednak po nich, kiedy nigdzie nie było roku, a bez tego zgłębianie decyzji ustawodawczych jest rzeczą z góry skazaną na porażkę.

W blogu „na stronie” zajmuję się kulturą, więc i to swoje doświadczenie muszę jakoś połączyć z programowym tematem. Otóż zauważyłam, że podobny brak precyzji spotyka się w materiałach dotyczących życia artystycznego.

Chwilo trwaj, powtarzam za Faustem, ale trzymając się ramy następujących po sobie lat. Jeśli Internet tego nie gwarantuje, dbajmy o to sami, wpisując pełną datę w publikowany tekst. (Lublin, 12 lutego 2018)