Ten dodatek to ponowne odkrycie Dworku Wincentego Pola i to nie tylko jako muzeum biograficznego, ale też miejsca otwartego na najbardziej aktualne przejawy kultury. Poprzedni raz byłam tu z okazji któregoś z okrągłych jubileuszy Sceny Plastycznej KUL, której działalność dokumentowała wystawa zdjęć Lucjana Demidowskiego.
Teraz impulsem do odwiedzenia tej placówki stało się spotkanie autorskie duetu Anna Łyczewska (poezja) i Krzysztof anin Kuzko (fotografia). Ich wspólna książka „Lublin zza mgły” ukazała się w Norbertinum pod koniec 2017 roku jako pozycja zrealizowana w ramach stypendium Prezydenta Miasta Lublina.
Miejsce okazało się sympatycznie kameralne. Automatycznie wytworzyło się poczucie bliskości między bohaterami spotkania i gośćmi, którzy wypełniali salę po brzegi. Pan Wiktor Kowalczyk, kustosz, miło sprawował rolę gospodarza, a obecność prezesa Wydawnictwa Piotra Sanetry podnosiła rangę wydarzenia. Poczęstunek w tym domowym otoczeniu stał się sympatycznym podwieczorkiem, co piszę bez cienia kpiny, lecz głęboko przeświadczona, że choćby najmniejszy bufet zatrzymuje na chwilę gości. A krzątanina wokół stołu sprzyja nawiązywaniu kontaktów i zwykłą publiczność zamienia w towarzystwo. Słowem; jest ważnym dopełnieniem prezentacji samego dzieła.
Choć ono przecież powinno pozostać w centrum. Więc do rzeczy. Poetka wypełniła swoją część tomiku utworami haiku. Nie pokuszę się o rozpoznawanie cech gatunkowych japońskiej formy poetyckiej w zamieszczonych przez Anię tekstach, bo trudno temu sprostać. Wschodni sposób notowania wrażeń opierał się na innym metrum, a także na ścisłym związku z odmienną filozofią, więc europejskie próby wyrażenia treści w trzywersowych utworach muszą być odległe wobec pierwowzoru. Tym niemniej wspólną cechą pozostaje dążenie do minimalizmu, oddania nastroju chwili, pewnej subtelności wyrazu. Najbardziej poruszył mnie te :
Przy grobie dziecka
zapachniały poziomki.
Kiedyś ktoś płakał.
Fotografie Krzysztofa anin Kuzko – współtworzące album to portrety miasta co najmniej dwojakiego rodzaju. Jedne dają pierwszeństwo zobiektywizowanej prawdzie (o ile w sztuce można o takiej mówić)krajoznawczej, drugie mają charakter kompozycji symbolicznej, jak ten ptak w locie nad drutami Majdanka lub dwa cienie postaci w ruchu padające na tło bruku. I jeśli tutaj miałabym ujawnić własne gusty, to przyznam, że wolę zdjęcia bez tych postarzających je ramek, które zostały dodane do konterfektów miasta. Fotografie wypełniające całą powierzchnię stron lepiej do mnie przemawiają.
Zresztą sami będziecie mogli wyrobić sobie pogląd, oglądając wystawę obydwojga artystów w Urzędzie Miasta.