Archiwum | Październik, 2015

I ZNAJOMI KRÓLIKA

27 Paźdź

To dosyć powszechna opinia, że wiele z cyklicznych imprez kulturalnych za ciężkie społeczne pieniądze jest organizowana dla grupy „sami swoi”. Robienie czegoś z myślą o znajomkach od razu wydaje się dwuznacznym motywem. Zaraz się cisną na myśl różne nieładne słowa i żal za trwonioną kasą. Im kto sam obojętniejszy na treść tych wydarzeń, tym bardziej utwierdzony w słuszności swojej opinii.

Ale kiedy w ubiegłym tygodniu Henryk Kowalczyk – twórca festiwalu Czas Poetów – zadzwonił do mnie z zaproszeniem na jego kolejną odsłonę, zrozumiałam, jakie to błędne podejście. Nie namawiał mnie do oficjalnego udziału, bo tego zaszczytu doświadczyłam już w 2013 roku, tylko pomyślał o mnie jak o zaprzyjaźnionym uczestniku wydarzenia. Wtedy poczułam, jakie to ważne, żeby wokół takiego przedsięwzięcia skupiać grono zapaleńców i że idea każdego festiwalu w dużej mierze polega właśnie na tym. Oprócz zapewnienia atrakcyjnej oferty, która przyciągnie publiczność, organizator powinien dbać także o zbudowanie trwałej więzi między samymi odbiorcami sztuki. To my po wyjeździe prezentujących się tym razem artystów, a Czas Poetów ma międzynarodową obsadę, zostajemy ze swoimi wrażeniami i oczekiwaniami na kolejne spotkanie, przechowując temperaturę zdarzenia i wpisując je w mapę miejsca jako salon. Inaczej byłby to supermarket z wyrobami kulturalnymi.

JEDNO WESTCHNIENIE

17 Paźdź

Ponieważ operacja prawego oka, która niestety już nie przywróci w nim poprzedniej sprawności, skazała mnie na używanie tylko lewego, muszę to robić z umiarem. Toteż na piśmie świadectwo tylko jednego westchnienia: Boże, jak ten czas leci. To już dwudzieste Konfrontacje Teatralne, a przecież pamiętam pierwsze, jakby to było przed chwilą. Wszystkie obejrzałam i o wszystkich pisałam, choć dotąd ukazało się tylko osiemnaście tekstów (Kresy, Portal Teatralny, Akcent).

Uświadamiając sobie lata, które za nami łatwo dostrzec malejącą perspektywę, ale uczestnictwo w tym festiwalu daje bardziej pogodną optykę. Pokazuje, co nawet ja ślepawa w tej chwili widzę, że zmiana niesie ciekawą ofertę. Nie tyle lepszą od poprzedniej, ale interesującą właśnie z tego powodu, że inną.

Jak widać, szukam pociechy dla swojej niełatwej sytuacji i nawet w takiej opresji nie tracę miłości do teatru. Jedno oko nie przeszkadza mi widzieć całego spektrum jego propozycji.

TRÓJKĄT RETORYCZNY

6 Paźdź

„Czy chcesz wyglądać jak pole lawendy?” – zapytał tonem sugerującym już odpowiedź. Oczywiście, że nie chciała. Też bym się nigdy nie zgodziła prezentować w ten sposób. Przenigdy – ustaliłam ze sobą stosunek do sprawy, choć nikt mnie o zdanie nie pytał. To nie kolor dla kobiety w moim rozmiarze – natychmiast się utożsamiłam z solidniej zbudowaną bohaterką programu. Co za obrzydliwość ten …lila! Próba znalezienia właściwszego określenia dla tej barwy na moment oderwała mnie od umacniania wstrętu do konkretnego wycinka palety. Po drodze przyszło jednak wspomnienie wakacji na Lazurowym Wybrzeżu i przejazd przez Prowansję zachwycającą polami uprawianych tam ziół ze wstęgami kwitnącej lawendy. Zachwycający widok.

Stylista już wyrzucał do kosza ciuch w pogrubiającym kolorze, a pani biorącą udział w programie z radością przyjmowała fakt, że odtąd nie będzie przypominała wskazanej monokultury, i już ją zaczął stroić w coś intensywnie żółtego. Po chwili zaś w nasycony odcień niebieskiego.

Patrząc na to, rzucałem w stronę ekranu: „A chcesz wyglądać jak pole słoneczników? Jak spłacheć zboża zachwaszczony chabrami?”

Niestety, pytanie z retorycznego zmieniło się w idiotyczne, bo logos, etos i patos po tej stronie ekranu
dramatycznie traci swoją siłę.