Archiwum | Marzec, 2015

NAJPIĘKNIEJSZA

31 Mar

„Najpiękniejsza w klasie, bez dwóch zdań” śpiewał pewien zespół (nie da się ukryć, że jego nazwy sobie nie przypominam) i wówczas, bez wątpienia, chodziło o jej urodę. Oj, były takie, były. Co się człowiek nazazdrościł, biegnących za nimi spojrzeń kolegów, trudno opisać. Kiedy one nie mogły się opędzić od zalotów, nam pozostawała wiara w piękno alternatywne, którego istnienie przysięgali rodzice mniej urodziwych panien i natchnieni pedagodzy. Pociecha z tego płynęła niewielka, gdyż jego uwewnętrznione, bo odnoszące się do duszy, charakteru czy czego tam jeszcze, oblicze było całkowicie niewidzialne i, ni diabła, nie mogła rywalizować ze zgrabnymi nogami, kształtnym biustem czy piękną oprawą oczu.

Szczenięce lata upłynęły na powątpiewaniu w ich równą pozycję i przyszła dojrzałość, kiedy czas było zacząć uprawiać pewną sztuczkę wobec własnych dzieci. Trening zaczynał się niewinnie – na placu zabaw przy równoważni. Po jednej stronie sadzałam swoją ukochaną drobinę, po drugiej siadałam ja. I co? Huśtawka zaczynała balans, chociaż zgodnie z zasadami fizyki powinnyśmy pozostać w jednej pozycji: mała w górze, duża w dole. Chciałam, żeby w jej główkę zapadało przesłanie, że w świecie wszystko się równoważy.

I wierzyła, dopóki nie przyszedł ten głupi okres, kiedy walory wizualne wydają się wszystkim, a mimo że nic jej nie brakowało, potrafiła znaleźć w sobie mnóstwo powodów do cierpienia. Aż wreszcie dorosła na tyle, by uwierzyć, że mądrość i wrażliwość jest warta nie mniej niż uroda i wdzięk i że to nie pocieszycielska bujda, tylko jest w tym sporo prawdy. Ponadto, dobrze się trzymać czegoś, co nie odchodzi tak prędko i tak jawnie.

Aż tu znowu dopadł mnie niepokój związany z tą kwestią. Jego napad towarzyszy przygotowaniom do 700-lecia Lublina, które wypada w 2017 roku. Nie chodzi mi o to, czy uroda miasta w tak podeszłym wieku jest jeszcze dostateczna, aby na niej oprzeć czyjeś zainteresowanie. Także siła „genius loci” nie jest przedmiotem moich obaw. Wątpliwości natomiast wzbudza mój udział w projekcie kulturalnym „Najpiękniejsze książki na 700-lecie Lublina”, bo nie pamiętam, czy zostało ustalone – wewnętrznie czy zewnętrznie?

SPOTKANIE PROMOCYJNE

24 Mar

Przy pierwszym – czujesz się wyjątkowy; przy powtórnym – rośnie twoje poczucie znaczenia; przy trzecim zaproszeniu na ten sam wieczór wiesz, że inni zawiedli.

GENDER MAĆ

17 Mar

To hasło wzięte z transparentu podczas MANIFY. Bardzo mi się spodobało, więc je sobie pożyczam na tytuł. Tak wiele osób zabiera głos w sprawie gender, nie rozumiejąc pojęcia, że aż im pozazdrościłam śmiałości i swady w tych dysputach z magla. Mogą inni, mogę i ja. Użyję sobie tego terminu i to jeszcze tak dowcipnie skojarzonego. Pod tym sztandarem będę sobie mogła pleść dowolne głupoty o określaniu swojej tożsamości płciowej poprzez takie wyznaczniki, jak np. strój. Oczywiście, nie zamierzam się martwić o Franka z najstarszej grupy przedszkolnej, który zagrał Czerwonego Kapturka w zastępstwie Zosi chorej właśnie na ospę. Nie będę pytała, czy nie stała mu się krzywda i jakie konsekwencje powinny spotkać jego wychowawczynię i dyrektorkę całej placówki. Nie będę też pytała, dobrze eksponując ironię, czy ksiądz, który wkłada coś, co , jak żywo, przypomina sukienkę, jest jeszcze mężczyzną. To już zrobili za mnie inni.

Trzymając się tych nieszczęsnych fatałaszków, postaram się ograniczyć do kulturowych różnic między płciami w pokazywaniu, że się jest artystą. A mam spostrzeżenia z miejsc salonowych, w których bywam i które oglądam dzięki telewizji. Jest to teatr w trakcie premier oraz gale wręczania najbardziej prestiżowych nagród.

Jak zauważyłam, kultura bardzo formatuje płcie artystów. Mężczyznom na przykład podsuwa czapkę. Jeżeli na widowni siedzi jakiś facet w nakryciu głowy, to najpewniej reżyser tego właśnie spektaklu, laureat albo chociaż poważnie brany pod uwagę kandydat. Jednym słowem ktoś liczący się w sztuce. Natomiast kobietom nie przysługuje ten atrybut. Nie widziałam żadnej w bejsbolówce, zwłaszcza daszkiem do tyłu ani wełnianej typu unisex. Kapelusz to już zupełnie co innego. Przecież oskrzydlonej zawsze jakimś rondem poetki Krystyny Lars (prywatnie żony Stefana Chwina) nikt nie weźmie za demonstracyjną nonkonformistkę, czego zewnętrzny dowód tak lubią dawać twórcy. Co kobietom zostało? Może ciężkie buty? Może trencz zamiast sukienki. To już nie jest jednak tak wyraziste i wymaga więcej starań oraz dłuższych stylizacji. Ale od czego są kobietami. Poradzą sobie i z tym.

JAK NIE TRACIĆ NA SKROMNOŚCI

10 Mar

Wydaje się, że XXI wiek nie jest czasem sprzyjającym skromności. Ani ona dziś skarbem dziewczęcia, ani cnotą artysty. „Siedź w kącie, a znajdą cię” – brzmi coraz archaiczniej. W tym cyrku ludzkiego istnienia już chyba nie ma żadnych kątów. Króluje arena z popisem walki o dominację.

Z drugiej jednak strony zbytnie ujawnienie intencji, też nie uchodzi za szczyt strategicznej przebiegłości. Co zatem robić? Sytuacje rysuje się beznadziejnie. Cokolwiek nie uczynisz, będziesz żałował. Na szczęście mądrzejsi ode mnie wypracowali sposób, a ja tylko podsłuchałam i przekazuję dalej.

Oto krótki przepis: Podejmij się promocji czegoś, zakładając, że pozostaniemy w obszarze kultury, zacznij tak: To wielki autorytet. Trudno znaleźć miarę dla oddania jego intelektualnych kompetencji. Wybitny znawca przedmiotu i wychowawca całych pokoleń.(Ujawnij się jako jego uczeń/uczennica). To od niego się uczyłem/-łam, stawiając pierwsze kroki w … lub jako… (określ ich typ – zmień metaforę w konkret) oraz jak rozpoznawać (tu nazwij stosowne treści z wybranej dziedziny).Do dzisiaj się liczę z opinią (wstaw jego tytuł naukowy, nazwisko) . Na zawsze pozostał/-ała dla mnie Mistrzem/Mistrzynią i Autorytetem (szacunek podkreśl głosem albo wielkimi literami).Trudno znaleźć osobę poza (jak poprzednio), którego sądom (jak poprzednio) bym ufała tak bezgranicznie. Zresztą nie jestem w tym odosobniona. Jestem jedną wśród całego grona wyznawców.

I nie zapomnij powiedzieć: Wszyscy cię kochamy, (w tej apostrofie wstaw jedynie imię). Bo przecież jesteście już na „ty”.

W CIENIU OSCARA

3 Mar

Film filmowi nierówny. Jest takie morze dzielących je kryteriów, że gdybym chciała zgłębić wszystkie, to bym w nim pewnie utonęła. Tak więc nieco powierzchownie ograniczę się tylko do różnicy między filmem i filmikiem.

Tu mała uwaga o zdrobnieniach, bo te mają wielce przewrotny charakter. Służą wyrażaniu sympatii, ale mają także drugie wcielenie, wydobywające znikomość kogoś lub czegoś. I to też w dwuznacznych intencjach. Dziecko albo zwierzę aż się prosi o nazywanie go zdrobnieniami, które stają się świadectwem naszego rozczulenia ich kruchością i niedojrzałością. Ale gdybyśmy się wzięli do określania rozumu człowieka dorosłego albo jego wzrostu, to sięganie po deminutiva raczej nie będzie wyrazem uznania. Zabrzmi ironicznie lub lekceważąco.

Jak wobec tego odczytamy pojęcie „filmik”? Czy nazywa ono propozycję, która dała nam wiele wzruszeń i sporo przyjemności, czy wręcz przeciwnie – tylko dalece odstającą od standardów dzieła artystycznego? Która z przesłanek tu bardziej wybrzmiewa? A może w ogóle nie chodzi o głębsze wartości, tylko o jego długość. Filmik jest krótszy od filmu, który ma zazwyczaj zestandaryzowany czas trwania na mniej więcej dziewięćdziesiąt minut. Może wreszcie to rozróżnienie da się uzasadnić podziałem na kategorię autorów. Nastały bowiem czasy, kiedy niemal każdy z nas może rejestrować obrazy i dźwięki, a potem szukać dla nich widzów w Internecie, toteż nie od rzeczy będzie stwierdzenie, że zawodowcy robią filmy, a amatorzy – filmiki.

Dociekam tego z uporem maniaka, albowiem chcę wiedzieć, o czym myślą dziennikarze mówiący „filmik”, którym nazywają rejestrację zbiorowej egzekucji dokonanej przez oprawców i przez nich samych rozpowszechnianej na You Tube.