Archiwum | Grudzień, 2016

ZATRWOŻONA WYOBRAŹNIA

27 Gru

Kiedy w wigilijny poranek  lepiłam uszka do barszczu,  jedna ze stacji radiowych wyemitowała taki oto dialog: „Joanno, może podzielimy się opłatkiem” – proponował męski głos, na co z kobiecych ust padała odpowiedź: „Chyba okładką..”. Dopiero dalsza część tekstu wyjaśniała, że to dziwne nieporozumienie ma służyć reklamie nowego numeru „Przekroju”.

Zanim jednak dotarły do mnie czytelnicze emocje, moja zatrwożona wyobraźnia już mi podsunęła wizję jakiegoś oburzonego radiosłuchacza, który protestuje przeciw obrazie jego uczuć. Tu taki wzniosły symbol, a tu czasopismo, które było „jednym z głównych czynników kulturotwórczych w okresie PRL”. Czyż to nie oburzające zestawienie?! Na dodatek jeszcze nazwa daru ofiarnego służy tutaj jako nośnik treści komercyjnych, a nie jak powinna znaku pojednania i przebaczenia.

Jeszcze nie całkiem pogrążyłam się w jednej obawie, a już mnie zaatakowała następna. Tym razem szło o szanse reaktywowanego pisma, którego historia  zaczyna przypominać  meandry wielu dokonywanych obecnie reform. Ale wyłożenie tych lęków zostawiam sobie na jakiś dalszy wpis, już po przestudiowaniu zawartości kwartalnika, bo tymczasem takim „Przekrój” został.

POETA, CZŁOWiEK KOŚCIOŁA, OBYWATEL ŚWIATA

20 Gru

Dziewiąty w dorobku Alfreda Marka Wierzbickiego zbiór wierszy to niewielki- co charakterystyczne dla tego autora – tomik. „Boso” składa się bowiem z trzydziestu sześciu wierszy, które zajmują czterdzieści trzy strony. (Być może ta statystyka wypada trochę niestosownie przy wprowadzeniu do poezji, ale – proszę mi wybaczyć – wszyscy, którzy sami zabiegają o publikacje książkowe, na tytuły kolegów patrzą również jak na wydawniczy produkt. )

Wąska, szara książeczka ze „Świętym Janem Chrzcicielem na puszczy” z obrazu Leonarda da Vinci – reprodukowanym na okładce w czerni – prezentuje się tyleż skromnie, co elegancko. Ukazała się w Wydawnictwie Test (2015), które ją zrealizowało przy finansowej pomocy Miasta Lublin (znów jakby o jeden szczegół za wiele, lecz poeci zabiegający o druk, wiedzą jak ważne jest to, co podaję).

Gdyby ktoś nieznający autora chciał cokolwiek powziąć na jego temat, to już po przekartkowaniu, musiałby zauważyć, że to pisze  człowiek , dla którego podróż jest istotną częścią życia. Przy części utworów są podane miejsce i daty powstania, np.Los Angeles 1 XI 2012.. Jeszcze więcej mówią nam tytuły::  „W Splicie”,  „Koncer w Wieskirche”, „W drodze do Aten”, „Noc w Parmie”, „Nad jeziorem Minetonka”, „Pomiędzy oceanami”, „Mury Dubrownika”. Kiedy się ponadto dorzuci kilka incipitów, jak ***(Popołudnie w Rzymie, ***(Zwiedzaliśmy Lizbonę)  to widać, jak jest w świecie bywały.

Natomiast lektura wierszy pozwala odkryć, że te wyjazdy to profesorskie obowiązki. Bierze udział w konferencjach, daje wykłady, składa międzyinstytucjonalne wizyty. A na ich marginesie  oddaje się  kontemplacji sztuki – głównie dzieł plastycznych i muzyki. Zetknięcie z nimi staje się kanwą wielu utworów Alfreda Marka Wierzbickiego – poety z rozległą wiedzą filozoficzną, który przez jej pryzmat ogląda dzieła ze skarbca ludzkości. Zatem jego twórczość to poezja kultury, co jednak nie czyni tych wierszy nieznośnie erudycyjnymi. Autor tych wierszy ma bowiem ten dar, że potrafi patrzeć na rzeczywistość oczami człowieka mocno zanurzonego we współczesności. A obydwie perspektywy spajać głęboko przenikającą wszystko metafizyką. I to daje znakomite rezultaty.

 

NOC W PARMIE.

Motto: Tam urodziłem się ,  gdzie  Pad bezradnie od rzek ucieka, zanim do otchłani morza, przy plaży mej domowej, wpadnie

Dante Alighieri, Piekło V

 

Było to w końcu wieku

Który żegnano z trwogą o komputery

Zaprogramowane na jedno tysiąclecie

Słowo zawieszenie

Brzmiało bardziej złowieszczo

Niż koniec świata

 

Podawano tortelini w sosie borowikowym

Ze szronem sera na wierzchu

O zapachu wilgoci i dawnej pieczęci

Cieszył się Pan Credo że przypadł mu

Udział w ich żarłoczności

Pad huczał schowany za wysokim wałem

Rozłożysty

Rozłożysty cedr zataczał się na placu

Blisko miejsca bombardowanego przez aliantów

Ale nigdy nie słyszał wybuchu bomb

Imion Burbonów Habsburgów i papiezy

Wymawianych z pogardą i uniżeniem

 

We wnętrzu baptysterium ciemności grobowe

Na zewnątrz osiem ścian z różowego marmuru

Jak osiem dni wschód słońca wśród nocy

Pan Credo wypatruje układających kamienie

Pot i wieczność lśnią

Na dłoniach muskułach torsach

Z uśmiechem jak zakoler rzeki recytuje

Zmiania się ale nie kończy.

 

Alfred Marek Wierzbicki

OFIARY GUTENBERGA

12 Gru

Ludzie, co się dzieje. Fatalnie jest ze słuchem Polaków, co poznać po  utratcie  nosówek w wygłosie. Polacy teraz „mówiom” tak, że aż przykro słuchać. Gdyby t o się  tylko kończyło na niedomogach tego zmysłu. Tymczasem  wzrok też coraz bardziej nieczuły na wizualne różnice w grafii liter. Do tego jeszcze nasze dłonie odwykłe pisać ręcznie i sterowane przez mózg  sycony  produktami Gutenberga   powodują chaos w obszarze zaledwie kilku pojęć.

 

Przeciętny człowiek ma z tym przeciętny problem, a uzdolniony plastycznie nieprzeciętny chętnie się chwyci kontaminacji i solidnie  namiesza.

 

Najpierw trochę teorii wyniesionej z pierwszej klasy szkoły podstawowej. Są litery drukowane, które mają jednakową wysokość .Oto kilka z nich dla przykładu  L, Ł, T. Są też litery pisane, wśród których rozróżniamy wielkie i małe.

 

Teraz czas na sprawdzian praktyczny. Jak napiszemy pierwszą literę w imieniu męskim . omek  . Świetnie ; laseczka zwrócona w lewą stronę, a nad nią – na samej górze-  kreska równoległa do linii w zeszycie. Z lewej strony może być lekko zakręcona w dół. A ja wygląda pierwsza litera w nazwie rolniczego  pojazdu: .raktor. Znakomicie. Napiszemy laseczkę – tej samej, co poprzednio wysokości,-  jednak w dole podwiniętą  z prawej strony. Łatwe, prawda.

 

Ponieważ jednak trening czyni mistrza, przećwiczmy na jeszcze jednym przykładzie. Proszę napisać nazwę miasta wojewódzkiego, które brzmi jak jednostka pływająca. Oczywiście „Łódź”.z laseczką przekreśloną w połowie wysokości A teraz wykaligrafujmy nazwę sprzętu, na którym się siada się w parku. Myślę, że nie było kłopotów. Niech rzucę okiem.. O, niedobrze….

 

A teraz przeczytajcie te dwie reklamy.

lidlsatysfakcja

 

JAK MNIE SIENKIEWICZ ROZPALIŁ

6 Gru

Ten, który zamarzył, aby swoim pisarstwem koić zbolałe serca rodaków, dzisiaj – już bezwolnie – bywa brany za twórcę probierza jakości naszego patriotyzmu. Ta sytuacja jakoś mnie uczula na Sienkiewicza, gdyż nie godzę się, by tak ważną sprawę opierać na kryterium gustu artystycznego.

Rzutowało to na mój nastrój, kiedy – zaproszona przez Czesię Borowik – wybierałam się do Woli Okrzejskiej – miejsca, gdzie urodził się pisarz. Reporterka chciała, abym wystąpiła w jej audycji, chociaż nie ukrywałam przed nią, że najczulszy ślad, jaki ten autor pozostawił w mojej pamięci to „W pustyni i w puszczy”, a nie patriotyczne filary. A chociaż jestem polonistką i o każdym utworze Sienkiewicza potrafiłabym coś powiedzieć, to nie będę wyskakiwała z filologiczną sieczką. Nie muszę się uwiarygodniać za pomocą kłamliwych deklaracji, tym bardziej prestiż noblisty nie wymaga moich zafałszowanych uczuć.

Na miejscu wzięłam udział – a było wietrznie i deszczowo – we wszystkich punktach obchodów pięćdziesięciolecia muzeum . Było więc składanie kwiatów na grobie matki pisarza i Kopcu Sienkiewicza, msza z inscenizacją pogrzebu Wołodyjowskiego, znów pod gołym niebem popis grup rekonstrukcyjnych, wreszcie – tym razem już w budynku -wykład dyrektora placówki oraz wspomnienia jego matki, współzałożycielki tej instytucji i gorący poczęstunek. Z jednej strony wilgotny chłód przeszywał mnie przez wiele godzin, z drugiej szczere zaangażowanie ludzi w pracę na rzecz tego miejsca krzesało ciepłe iskierki. Robiło się trochę cieplej.

Przy deserze i wspólnym śpiewie czułam się całkiem dobrze rozgrzana. Wokół śmigały szable w inscenizowanych pojedynkach, co i mnie jakoś krzepiło. Czułam się wdzięczna bohaterowi miejsca, że mnie rękami swoich miłośników tak ugościł. Czułam się uspokojona, że wystarczą te moje naiwne wyznania o tym, co przeżywałam jako pięciolatka po cowieczornym wysłuchaniu fragmentu powieści przygodowej dla młodzieży .

Tymczasem temperatura rosła, choć już wróciłam z uroczystości. W prawdziwych płomieniach stanęłam dwa dni potem. Gorączka wprost zwaliła mnie z nóg i dopiero dzisiaj wchodzę na drogę rekonwalescencji. Odtąd jednak – z ręką na sercu – mogę powtarzać, że Sienkiewicz potrafi mnie rozgrzać do czerwoności.