Jest nas tam pół tuzina, więc w pierwszej chwili chciałam nazwać tę niewielką wspólnotę „bandą sześciorga”. W moim uchu brzmiało echo głośnego określenia dla czwórki radykalnych działaczy Komunistycznej Partii Chin, która działała w czasie rewolucji kulturalnej. Zaraz jednak zrezygnowałam z tego pomysłu, bo wcale nie zależy mi na podkreślaniu, że łączy nas jakakolwiek wspólnota interesu lub firmujemy jednorodną ideologię. Tym bardziej zaś, że planujemy przejąć władzę i eliminować przeciwników. Gdyby to nawet były indywidualne marzenia, to nigdy nie stały się zespołowym programem.
Kiedy tylko pozwoliłam atrakcyjnie brzmiącej formule rozpłynąć się w niebyt, użyłam wzroku. Jednak ten zmysł odczytywał równie nieskromny komunikat, jakoby nasza grupka wypełniała sobą wnętrze świetlistej kuli. Pewnie, że wizja tak potężnej energii własnej kusi, ale wychylać się z nią, to już przesada. Śpieszę więc z deklaracją: ten świetlisty krąg to tylko ekran, na którym wyświetlono nasze nazwiska, my sami stoimy znacznie poniżej ognistej kuli – pod słońcem POEZJI.
Mam nadzieję, że wyrażam pogląd pozostałej piątki, choć każde zrobiłoby to innym językiem.