Kto mnie czyta, ten wie, z jaką pasją śledzę style spotkań autorskich. O kilku charakterystycznych już pisałam. Tymczasem zetknęłam się z zupełnie nowym i czuję potrzebę zarejestrowania również tego przykładu. Jego kształt wyłaniał się przede mną na raty. Zetknąwszy się z nim pierwszy raz przypuszczałam, że mam do czynienia z jakimś przypadkiem osobniczym. Dopiero kiedy parę miesięcy później poddana zostałam temu samemu oddziaływaniu, dostrzegłam wyłaniającą się wspólnotę.
Bohaterkami obydwu spotkań były debiutantki w wieku 30-, 30+, proponujące powieści tzw. literatury kobiecej.Ponadto obydwie były związane z emigracją. Wprawdzie jedna obecnie już mieszka w Polsce, ale – jak sama przyznaje -wychowanie poza krajem jest ważnym czynnikiem konstytuującym jej tożsamość. Przede wszystkim jednak upodabniało je podejście do publiczności..
Chęć wywarcia wrażenie na odbiorcy jest poza wszelką dyskusją, choć różne bywają pomysły na osiągnięcie tego celu. I ostentacyjna gburowatość, i bezczelność odpowiedzi, i kontrowersyjny charakter poglądów, i przesadny luz dzięki kilku głębszym. I tak dalej, i tak dalej. Można też stawiać na wyśrubowany intelektualizm i erudycję w omawianiu własnego dzieła, ale tym razem nic z tego „się nie zadziało”. Te panie nie miały żadnego z tych zamiarów. Dokładały wysiłku, żeby przybyli tu ludzie nie skupiali się na literaturze, a raczej zapamiętali te niezwykle kolorowe książki jako produkty wydawnicze, a ich autorki jako sprawne komiwojażererki.
Były więc zagadki na przygotowanych zawczasu fiszkach i nagrody rzeczowe w postaci własnego płodu literackiego. Była też strategia bazująca na losowym wyborze. Uczestnik spotkania podaje numer strony, a autorka mówi, o czym na niej jest, lub czyta z niej po jednym zdaniu. Ten mechaniczny zestaw nie zaowocował jednak dadaistycznym szykiem, tylko poczuciem, że pisarka gardzi takimi pojęciami, jak stylistyczne właściwości prozy z jej indywidualnym rytmem, a dowierza tylko opowieściom „ com przeżyła, tom i opisała”.
Nie wynika stąd jednak, że jestem zgorszona. Zobaczyłam, że można i tak. Moja kolekcja typów znów odrobinę urosła.
Tagi: Bibloteka im. H. Łopacińskiego w Lublinie, Filii nr 29 Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie, Katarzyna Pisarska, Nie wiedziałam, że tak będzie