Będę używała liczby mnogiej, żeby się nie stawiać w rzędzie lepszych, bo chyba wszyscy mamy jakieś braki w kindersztubie. W indywidualnych relacjach jakoś się to rozmywa, ale w zbiorowych obraz zaniedbań staje się bardziej wyrazisty. Na przykład popremierowy bankiet w teatrze…
Wybrzmiewają oklaski, aktorzy schodzą ze sceny, a publiczność do foyer, gdzie już czekają nakryte stoły. Wykonawcy w swoich garderobach zmywają makijaż, zmieniają kostiumy i chwilę odpoczywają po stresującym zadaniu, więc to musi trwać. Tymczasem widzowie, jak się zdarzało, zapominając o prawdziwych bohaterach wieczoru, czynili nimi wystawione półmiski. Jedni bez skrępowania uwijali się przy kolejnych przystawkach, inni w tym czasie stali speszeni faktem, że aktorzy zastaną splądrowane już stoły.
Na szczęście ktoś zarządził, aby do czasu pojawienia się obsady poczęstunek był nakryty obrusami, a dostępne tylko napoje. To proste posunięcie jednych wytrąciło z gastronomicznej aktywności, drugim oszczędziło wstydu. Uświadomiło ludziom, że to jest wspólne święto i zaczynanie fety przed skompletowaniem składu to zwykły nietakt.
I jak zawsze recenzuję przedstawienia, tak tym razem chcę pochwalić posunięcie propagujące sztukę bon tonu. Może z czasem już nie trzeba ich będzie zasłaniać.