POCZĄTEK DROGI W POŁOWIE TRASY
wracam do L. opóźnionym busem
w R. było bardzo zimno
zimno i samotnie innych miejsc już nie ma
mapy nie oddają prawdy częściej nas prowadzi geografia złudzeń
w Z. jest taki mały rynek
że w jego ramionach czułabym się bezpiecznie
ale jedziemy dalej teraz będą P
obce jakbym się w nich nie urodziła
jeszcze boli blizna
po przekreślonym
Z PAMIĘTNIKA PEWNEGO OKRESU
idzie wiosna
widzę
umiera śnieg
PORZĄDKOWANIE SPRAW
na mocnym fundamencie
zbudowana klęska
cała szuflada
gwarancji i miłosnych listów
GŁOS PRZEDMIOTÓW
gdzie ja mogę mieć gwoździe?
w sercu!
przypominam sobie metalowe pudełko
po szwajcarskich czekoladkach
MIASTO
domów pilnują tabliczki
UWAGA ZŁY PIES
przed sklepami warują
iglaki na łańcuchach
SKRZYŻOWANIE
sprawna i stateczna
czy jest lepszy wybór?
choć to w sumie suma
(jeszcze i już)
uzyskana w wyniku
pokonywania trzech pasm
jezdni (pieszo) to na dwu
to na jednej zmianie świateł
TROCHĘ LEPIEJ
chciałabym mu powiedzieć
jak się cieszę
że coraz rzadziej widuję jego żonę
na zastępstwie
a tylko kupuję u niego pieczarki
po siedem chociaż obok
są niewiele gorsze
po pięć pięćdziesiąt
KWITNĄCA MAGNOLIA
stawali na głowie
żeby było nadzwyczajnie
i mają stado łabędzi
na drzewie
RZUCIŁAM SPOJRZENIE
puste dno puszki
mężczyzna znudzony własną biedą
ziewa nad kartką
zajętą żebraniem
FILAR
wyglądało że obydwoje
znaleźliśmy się
pod mostem
i wtedy chłopiec
powiedział do mnie:
widzi pani ale „tęcz”!
DANSE MACABRE
w stroboskopowym świetle dyskoteki
smugi wytartego dżinsu
AKTORKĄ? PIOSENKARKĄ? MODELKĄ?
nie
klamką wycieraczką progiem
żeby nie mógł
mieć beze mnie domu
WCHODZIŁA W ŻYCIE
niebo było na wyciągnięcie ręki
do apteczki
NIGDY MNIE NIE STRASZYLI DIABŁEM
bo kto by się go tam bał
w piekle
NA PRZEGUBIE TEJ DZIEWCZYNY
jak cena
w kodzie kreskowym
zapisana żyletką
ZE SZKOLNEGO PODWÓRKA
coraz niebezpieczniej
a oni nie dostają tarcz
tylko identyfikatory
NA SWOIM
sadzę
dwa gatunki roślin
te które rosły w ogrodzie dziadków
i których tam nie było
FAJERWERKI TO ZA MAŁO
wata się pali
a wełna tli
możemy sprawdzić
co nam sprzedają
potrzebny jednak
prawdziwy ogień
WSPÓLNA DROGA
po tygodniu moich opowiadań
o remoncie pyta: na jakiej górze?
nie wie że idzie
o schody na naszym osiedlu
WYJŚCIE
gdyby się spotkali wcześniej
może by razem chodzili do szkoły
rodzenia
a tak osobno bywają w szpitalach
gdzie ich czekają kolejne
odejścia
znaleźli się jak dwa ziarnka
piasku
w klepsydrze
ARS LONGA VITA BREVIS
wkurzał nas nadmiar
dowodów na istnienie piękna
o którym uczyła
na historii sztuki
i bezsens łaciny
zastygłej nad tablicą
boli martwe „dzień dobry”
jakim dzisiaj odpowiada
którym teraz mówisz prawdę
jaka jest sztuka
a jakie życie
Pani Profesorko
BUDOWAŁAM BARYKADĘ
żeby to wyznać zwlekałam
dłużej niż Świrszczyńska
budowałam ją inaczej
z tymi po drugiej stronie
chwytałam się dostępnej mi
formy wspólnoty
WYŻ DEMOGRAFICZNY
pod wyleczonymi ze szrotówka drzewami
nie leży ani jeden kasztan
O ŚWICIE
ani śladu urodzaju tylko szkielety
straganów – puste mansjony
jarmarczny teatr szykuje dopiero
widowisko o stwarzaniu świata
POLSKA DRUGĄ JAPONIĄ
5, 7, 5
tu też próbują
zamknąć dzikiego ptaka
w trzech wersach
na krzyż
ROZSTRZYGNIĘCIE KONKURSU
dla mnie bardziej istnieją ci
których tu nie wywołano
to właśnie ciszę ich struchlałych serc
słyszę wśród kroków wyczytanych
PIERWSZE LEKCJE
za chmurę krwi zachodziły dropsy
mijała ich pełnia i sierp ostatniej kwadry
kaleczył język
jeszcze cały w słodyczy
NIE MA CUDÓW
nic już dzisiaj nie napiszę
ale wystarczy
gest w otwarte drzwi balkonu
i z garści pszenicy w samym środku grudnia
wyrastają wróble
SKĄD POCHODZI MOJA RADOŚĆ
z nieba
nad żółtą rzeką rzepaku
Z MOICH DOŚWIADCZEŃ DYDAKTYCZNYCH
najbardziej ucieszyła mnie
aktywność
kasztanów i akacji
POROZUMIENIE ZBIOROWE
świergot nieopierzonej dwójki
powitał godzinę samobójców która
minęła właśnie w radio zet
szukającym stale kontaktu ze słuchaczem
fale eteru
kołyszą pomostami
trzymając się
wspólnoty czasu
przechodzimy na letni
czwarta nad ranem
potrącona uwagą spikera
dynda jak pętla
plus minus
nieskończoność
w każdej komórce działa
mechanizm regulacji czasu
zmieniamy
nastawienie?
ISKRA
mieliśmy ją
za punkt odniesienia
WYZNANIE
czasownik łaskocze ucho
dopiero zaimek chwyta
za serce
MANEWRY
jako dzieci bawiliśmy się w wojnę
dziś ogłaszamy zawieszenie broni
śniadanie na trawie
poligonu
żadne okopy
żadne zasieki
salutują sutki
do daszka dłoni
SKORO JUŻ TAMTA WÓDKA ZOSTAŁA WYPITA
Sznurek – jak kij – ma dwa końce ale zacznij tylko
zwijać a to co chwytasz staje się początkiem
i groza przestrogi zaraz znika w środku Zwoje
mózgowe pozwalają przeprowadzić
operację logiczną na pozbawionych logiki faktach
ustalmy na wstępie bez rozwijania
Więc pójdziemy na tę kawę Zbliżenie
przekształca Z obrazu sieci znikają węzły Widać tylko światło
oka jasne jak czyichś oczu blask Mniej się wtedy wszystko
plącze
Chociaż czasem obrót spraw zostawi kilka supłów
które długo odświeżają pamięć
No więc pójdźmy na tę kawę po wódce
do kłębka
DZIŚ DO CIEBIE PRZYJŚĆ NIE MOGĘ
partyzantka
w lesie stałych związków
czas zmienić formację
do domu wrócimy
w piecu napalimy
nakarmimy psa
CORAZ JAŚNIEJ
całkiem nagie brzozy
za oknami motelu
nas też rozebrał
chłód
ŚLUB
powiedziałam „tak”
i zorientowałam się
że jestem druhną
„V”
jej ud
ZWROT
odniosłam
klęskę
DŁUGA DROGA WZRUSZEŃ
dobrze było zostaw
obudź się wreszcie kurwa
dawaj Beethovena
wychodzisz na pierwszej odzie
powoli
od samej góry dobrze dobrze
szachiści trochę refleksu
figury przed siebie
na zmianę biała i czarna
florety w połowie schodów
z życiem kochani z życiem
batuty hop!
po obu stronach
bardzo ładnie i jeszcze raz
powtarzamy do cholery
łucznicy w tamtą lukę
i nikt się nie pokłada
czemu nie ma wszystkich?
fanfary wcześniej na medalistów
zaczynamy od początku
jak wy niesiecie te sztandary
stop
bliżej środka
ile razy mam powtarzać
sprawdź jak go łapie światło
wszyscy się zatrzymujemy
czekamy na zasłużone oklaski
wy nie myślcie wy róbcie co się wam każę
koledzy z obsługi planu
flaga jak najwyżej
wszyscy przez prawe ramię
patrzymy patrzymy
no już prezesie
zapowiedź
proszę o złożenie przyrzeczenia
i w tym miejscu lecisz
z hymnem
skupcie się dzieci
równo dumnie
bo nie skończymy do obiadu
ARKA
źrenice wargi dłonie sutki uda
już pada tyle dni
DROPSY
mijała ich pełnia
i sierp ostatniej kwadry
kaleczył język
jeszcze cały w słodyczy
ANATOMIA WIERSZA
Czuję, że mieszają się w tej poezji
przestrzenie, różnice temperatur, rosnące tempo
koledzy z redakcji czytają bez komentarza
aż do fragmentu gdzie recenzent deklaruje:
Jeśli się więc gdzieś spotkamy w biegu
nagroda z radością zostanie wręczona
wreszcie wybuchają śmiechem
dając mi do obejrzenia
i do zrozumienia
jak się ma do mnie rocznik 74
a potem rechocą
z namiętnego czytelnika
który się starał znaleźć między wersami
pulsujące źródło
ŚWIĘTO PRZEMIENIENIA
wśród sypanych kwiatów
liście czerwonych śliw
W OGRODZIE BOTANICZNYM
jedwabny szal zimowitów
Jasnorzewska!
Lilka?
MACIEJKA
w innym królestwie
zostałaby słowikiem
ULICZNICA
zakurzony kwiat akacji
przy pomarszczonej szyi
pnia
DWA SERCA
kiedy czyta wiersz
który przetłumaczył
słychać że ma serce
do tej roboty
kiedy czyta wiersz
który sam napisał
słychać że ma serce
w gardle
PLAC ŚW. MARKA ‘98
na wieży zegarowej tapeta z zegarem
skrzydło sprawiedliwości w piórach
duch miejsca
je z ręki
NA SZNURKU
weneckie niebo
w jedwabnej bieliźnie
CZAS NAJWYŻSZY
określić
czas miejsce strony
i tryby poruszające codzienność
pogodzić się z faktem
że jak królową poezji została ironia
tak też ironia może zasiąść na tronie życia
zrozumieć
że to jest przygoda
do przeżycia na śmierć
czas najwyższy
staje się
moim czasem
W POSZUKIWANIU
W nas i ponad nami –
zestrojone w całość
W chaosie oddechów
i harmonii planet
Jeden rytm serc
muzyka sfer
Coraz cichsze tony
coraz pilniejsze nasłuchiwanie
SIEDZĄC NA ŁAWCE W POBLIŻU DOMU OPIEKI SPOŁECZNEJ
Chromi garbaci bez rąk
na wózkach z białymi laskami
Trudno znieść taki widok
w milczeniu Więc mówimy
o uciążliwościach każdego kalectwa
niewidomych ustawiając na początku
okaleczonych na końcu
skali cierpienia
Wybierając
między czyimś brakiem obrazu
a dysharmonią w obrazie
dla siebie
MIMO WSZYSTKO
Była trzecia nad ranem
miasto jeszcze puste
Noc spajała niebo
z czeluściami ulic
Szłam ocierając się o niebezpieczeństwo
Bardzo daleka najbliższym
A jednak nie czułam się samotna
ani zagrożona
Więzi ze światem broniły
węgiel krzem wodór
NA MOMENT
Spadając
Tonąc Płynąc Płonąc
w ten jedyny sposób
Później się rodząc
niż umierając
Świat razem z sobą
uwalniając z granic
wszechistniejemy
we wspólnocie atomów
* * *
Ich dłonie są jak płomienie
a ciała – płynny wosk
który będzie stygnąć
w dwa osobne kształty
POZNANIE
Krzyczała pod tobą kobieta
pierwszy raz
Jak nocny ptak
pomyślałeś
Porównanie
rzuciło cień: na ptaka i kobietę
OGLĄDAJĄC TEN SAM FILM PO LATACH
Ale ona odmłodniała
A meble jak się postarzały
I jaka się zrobiła strasznie lekkomyślna
Przecież tern jej triumf to kompletna klęska
Posiwiały moje oczy
GŁAZ
Ziarnko lotnego piasku
ISKRA
we mnie?
– okruch
ze spalonych mostów
SKRZYDEŁKO
„poeta prozaik tłumacz krytyk eseista”
ile bólu ramion w rozpostartych skrzydłach?
TYLKO
zobaczył w piśmie
swój debiutancki wiersz
studiował chwilę
znajomy ucisk w dołku
powinien się czuć szczęśliwy
nie dokończył
bezradny w analizie uczuć
cóż chcę do diabła
anielskiej muzyki
rzecz potraktował z autoironią
potem próbował uciec w dziecięce myślenie
trud wnioskowania zrzucając na innych
gdybym tak komuś powiedział że tylko ten lekki ból
i nie mógł wyjść poza to zdziwienie
cudze i własne
GUZIK
przypomnij sobie
pierwszy bastion miłości
z trudem zdobywany
jedną ręką
bo druga zabiega o zgodę
zakłopotanie
że to aż tyle trwa
że widać trud debiutu
nadzieję szybkiej wprawy
z wewnętrzną obietnicą
i tamtą naiwnością
wzruszenie po latach
gdy rutyną jest zgoda
na niedoskonałość
ten guzik wart
życia
GŁOS Z POGRANICZA
jeszcze patrzę na nie z przyjemnością
nie złoszczą mnie jeszcze ich krótkie spódnice
skoro taka zgrabna – myślę i biegnące za nimi
spojrzenia mężczyzn dostrzegam bez zawiści
a może
już?
A WIĘC TO JUŻ
i nitka znowu nie trafia w uszko
siedzę tak
z igłą w jednej a nitką w drugiej dłoni
z miną jakbym robiła oko do wieczności
GRANICA
„ a ja w tym roku jakoś nie zrobiłam”
to sąsiadka mówi tak do mojej mamy
która zaczęła kwestię o powidłach
sąsiadka z nich słynęła w całej okolicy
teraz znają ją wszyscy z tego że umiera
ale ona nie wie
o swym nowotworze i rok ten traktuje
jako jeden z wielu
mówiąc zza siatki dzielącej posesje
do mojej mamy która stoi po jej lepszej stronie
tej z widokiem na przyszłoroczne powidła
SAMOBÓJSTWO KOSIŃSKIEGO
z tych samych pierwiastków
jest wszechświat zbudowany
(stąd ranga prawd ogólnych)
toteż kiedy zdarza się coś takiego
to podstęp zawarty w pytaniu
co jest cięższe
kilogram pierza czy ołowiu?
znowu nabiera wagi
PRÓBA RÓWNANIA
jadłam ciało twoje
piłam krew twoją
żywiłam wiarę
miłość i nadzieję
potem je karmiłam
ciałem i krwią
swoją
Z MITOLOGII
oto
wieczni bogowie
nasi pierwsi chłopcy
JĘDNOCZEŚNIE
w pocie śluzie ślinie
szukamy własnych granic
jak deski ratunku
MIMO DOŚWIADCZEŃ
znasz już konstrukcję pułapki
której istnienie niedawno
zaledwie przeczuwałeś
znasz kształt niebezpieczeństwa
bez trudu rozpoznajesz na przykład
cień klatki
mógłbyś się więc cofnąć
spod jej uchylonych drzwiczek
jednak stoisz dziwnie podniecony
i nasłuchujesz
czy zapraszająco nie skrzypnie mechanizm
CAŁOŚĆ
na początku było światło
promienne oczy obrączek blask
ale jak je zatrzymać
nie wiedzieli
teraz muszą wnioskować o jego istnieniu
z tężejącej ciemności
MÓJ PROBLEM
zdemaskować teatr
i wyszydzić role?
dopowiedzieć kwestię
która akcję zmieni?
Z PERSPEKTYWY
tu było miejsce strachu – miejsce ślepych zaułków
tu był czas strachu – czas stromych godzin
rozpisanych na spadziste stopnie chwil
którymi
jak myśleliśmy
idziemy
ku równinie
myśleliśmy: jest równina
OJCZYZNA
z jej wielkości musimy ująć
miejsca po wielu nieobecnych
PODSZEPTY
nie gorsz się interpretacją faktów
nie wyjeżdżaj z wątpliwościami
zaufaj
orłu albo reszce
WOLNOŚĆ
opierała się
posiedli siłą
znowu udało się
pomnożyć ją
o umarłych
BIAŁOSZEWSKI
a jakieś kobiety mówiły
po szeptanej naradzie
że takie życie szkodzi
że trzeba by obiady…
a on im odpowiadał: mam wszystko
co nieodzowne – patrzcie tu przy tapczanie
leżą ser i jabłka
mam płyty
płyty kręcą się jak planety
w czterech ścianach
mojego wszechświata
WERNISAŻ
przyszli
stali twarzami do płócien
które widziały ich ociemniałość
i słyszały
kiedy mówili
kwestie przebrzmiałe wiele wystaw temu
wódka była czysta
jasność szła od wódki
BRZEMIENNA OGLĄDA SWÓJ BRZUCH
słusznie się mówi że miłość odradza
pole widzenia nam nagle zmienia
że ona kreśli nowe horyzonty
linią
pośrodku zagniecioną pępkiem
KOCHANKA
jakaż ja jestem trwała
jaka wieczna
wobec tych wszystkich
jednorazowych chusteczek
jednorazowych igieł
zapałek żyletek gazet
jednoprzejazdowych biletów
jakaż wielokrotnego użytku
NIEDOKOŃCZONA ADORACJA MORZA
mistrzu
niezmąconej wiary
w potrzebę powrotów
mistrzu
interpretacji nieba
mistrzu
najrozleglejszego ogarniania świata
ty
który muszle nauczyłeś z tęsknoty za sobą śpiewać
ty
tej samej krwi
co pot i łzy
nie znający bólu
soli wszystkich sztuk
sztukmistrzu
* * *
nie spadała żadna gwiazda
którą opacznie można by brać
za zły lub dobry znak
sami byliśmy jedną omylnością
źródłem błędów błędów celem
i dalszą ich przyczyną
co raz pojąwszy
staliśmy się piękni
jak morskie muszle
w których mieszka kosmos
które sól omiata
* * *
one na pewno są
bo dokąd byśmy uciekali
kiedy ucieczka znaczy ocalenie
a przecież przetrwaliśmy
gdzieś są te małe wyspy
pośród wielkiej wody
te ogrody
źródła na pustyni
pamięć przegrywa z nadzieją
doświadczenie z wiarą
to wydaje mi się bezrozumnie
i bezgranicznie piękne
http://pisarze.pl/poezja/3588–wiersze-tygodnia-magdalena-jankowska.html
————————————————————-
Serce gwałtownie skakało do gardła. Swoją solówkę zaczynał żołądek. Kurczył się, jakby chciał zredukować ciało do tego centralnie położonego punktu. Trzeba było wejść. Dotrzeć do fotela i usiąść naprzeciw laryngologa. „Zaraz się zacznie” – wypełniało świadomość. Powieki zaciskały się obronnie, a mimo to światło małej lampki, którą lekarz miał na czole, przedzierało się do źrenic. Drażniło, kiedy doktor szukał najwygodniejszej pozycji dla naszej głowy, którą po chwili przekazywał w ręce siostry. Nieuchronnie zbliżała się kulminacja. Ruch robaczkowy zmieniał swój kierunek. Wszystko wewnątrz kurczyło się i drżało, choć zewnętrznie ogarnięci byliśmy paraliżem. Wszystko krzyczało w nas „zaraz”. „Zaraz” to był jedyny pewnik. I rzeczywiście zimna stał dotykała śluzówki. Już zaczynał boleć wyobrażony ból.. Ostrze igły posuwało się w głąb nosa i nakłuwało powierzchnię błony. Ból stawał się faktem. W człowieka wstępowało nagłe poczucie ulgi.
http://www.akcentpismo.pl/pliki/nr4.14/jankowska.html
http://www.instytutksiazki.pl/p,czasopisma,28002,32245,42014.html
http://pisarze.pl/poezja/3588–wiersze-tygodnia-magdalena-jankowska.html
http://www.dynamis.pl/dl/?id=45&siteback=archiwum
http://v109084.home.net.pl/akant.biz/archiwum/2-poezja/857-magdalena-jankowska-adnych-szarad-
http://www.akcentpismo.pl/pliki/nr1.09/jankowska.html
http://www.miastoliteratow.com/index.htm?http://www.miastoliteratow.com/jankowskam.htm
http://www.emultipoetry.eu/pl/user/sizal
Click to access katalog%20wierszy%20o%20malarstwie.pdf
http://katalog.czasopism.pl/index.php/Topos_3-4_%2852-53%29_2000
http://booklikes.com/topos-nr-1-2-116-117-2011-redakcja-pisma-topos/book,12266966
http://www.ibl.poznan.pl/dostep/index.php?s=d_biezacy&f=zapisy&p_autorid=5726
http://www.ibl.poznan.pl/dostep/index.php?s=d_biezacy&f=zapisy&p_tworcaid=13516
http://150.254.185.172/dostep/index.php?s=d_biezacy&f=zapisy&p_autorid=308http://katalog.wp.pl/szukaj.html?szukaj=Magdalena+Jankowska&ticaid=11991b&_ticrsn=3http://www.multikurier.home.pl/magdalenajankowska/ksiazki/salon_mebli_kuchennych.html
Skomentuj