Przy okazji zakładania swojego blogu (dla zwolenników form potocznych bloga) przejrzałam recenzje poświęcone mojej twórczości, które chciałam umieścić pod jedną z zakładek. Ich lektura przypomniała mi szkolny problem „co autor miał na myśli?” tym razem rozstrzygany przez wytrawnych czytelników, czyli recenzentów , niekiedy będących równocześnie poetami. Stąd koncept zestawienia kilku odczytań tego samego tekstu. Zacznę od wiersza :
KTO SIĘ TU LICZY?
Jest Warszawa. Jest Kraków. Jest centrum
i prowincja – sezonowy pępek świata. Są nowi
barbarzyńcy i starzy znajomi – bz. (B. Z.?)
od kilkudziesięciu miesięcy. Jest setka
najwybitniejszych z jednego pokolenia. Są
donośne głosy i nagłośnione nazwiska. Są różne
szkoły. Ściany mają uszy, ludzie języki a spryt
często bardzo długie nogi. Ścieżki szybkiego
druku nie zawsze wiodą przez redakcyjne
biurko. Są doctus i są kaskader.
Są wschodzący i świeżo zeszli. Śmierć
jest formą reklamy. To wszystko
jest do zapomnienia,
kiedy się czyta
wiersz.
Pierwszy z interpretujących zrozumiał go tak, iż poczuł się upoważniony napisać o mnie: […] Ma doskonały słuch poetycki, łatwość kierowania słowem według swoich fantazji, smak poetycki. Ma też w pełni uzasadnione poczucie niedowartościowania, nieprzystawalności do świata dzielonego na centrum i prowincje, na Warszawę, Kraków i resztę świata, na „nowych barbarzyńców i starych znajomych”. Posiadła w tym zakresie smutną wiedzę: „ Ścieżki szybkiego/ druku nie zawsze wiodą przez redakcyjne/ biurko. Są doctus i są kaskader./Są wschodzący i świeżo zeszli”.
A raz podjęty wątek pozwala mu szukać kontynuacji tej postawy w innych utworach :.O krytykach też nie ma najlepszego zdania: „ Krytycy wydają/książki podobne do spisu lokatorów”, a jeszcze gorsze o redaktorach z komercyjnych pism: „Sprawdzają/ wolnorynkowe zalety poetów – czy z dobrego rocznika/(tego co robił przewroty w poetyce i filozofii.)” No cóż, wiadomo nie od dzisiaj , że bycie poetą to nic przyjemnego. Gdybyż jednak chodziło tylko o „oficjalne” zajęcia poetów, ale nie… „Nabierz na łyżeczkę trochę/własnej śliny. Popatrz na nią/A teraz weź do ust//Co znacznie trudniej niż cudzą/w pocałunku?//To teraz mi już nie mów, że mnie /egocentryczce przeżuwającej w kółko swoje własne problemy jest tak/piekielnie łatwo”. M. Jankowska obserwuje rzeczywistość bez większych nadziei na dostąpienie dobrodziejstw „nowego przykazania”, jest nieufna, napięta, krytyczna, pozbawiona złudzeń i tak bezlitośnie spostrzegawcza. (Krzysztof Stankiewicz Dziesięć zdań o…. Topos 4/1998)
.
Drugi z nich wyczytał w tym samym utworze zgoła odmienne przesłanie: […] Na czym to zrównoważenie polega, najlepiej może widać w wierszu „Kto się tu liczy?”. Po takim tytule następuje nie, co się liczy, a co jest. Po tytule kto się tu liczy? Następuje wyliczanka. Jest Warszawa, Kraków, prowincja (sezonowy pępek świata – więc jednak coś z liczenia się w sensie znaczenia), nowi barbarzyńcy, starzy znajomi – bz. – bez zmian. Jest jakiś B.Z. od kilkunastu miesięcy – a jak przed nim są starzy znajomi to być może autor „Starych znajomych?” – „setka najzdolniejszych z jednego pokolenia”, „donośne głosy i nagłośnione nazwiska”, co pozwala przypuszczać, że to nie to samo.”Różne szkoły”. Koniec wyliczanki – zaczyna się opis: „ściany mają uszy, ludzie języki, spryt często bardzo długie nogi. Ścieżki szybkiego druku nie zawsze wiodą przez redakcyjne biurko”. Więc przez co? To nie jest dopowiedziane, dopowiedz sobie na własną odpowiedzialność ten „rym znaczeniowy” – biurko –łóżko. Są doctus i są kaskader (coś tu się dzieje z językiem, nie jest doctus i jest kaskader, a są), wschodzący i świeżo zeszli. Śmierć jest formą reklamy. To wszystko.
Mechanizm funkcjonowania poetyckiego rynku, targ – z targowym zamieszaniem, gwarem, przekrzykiwaniem się, tłokiem (setka najzdolniejszych z jednego pokolenia, więc i jacyś mniej zdolni też muszą się kręcić, a tych pokoleń ze trzy, gdy zaś uwzględnić kreatywną moc krytyki, to pewnie i więcej. O jaką poezję może w tym wszystkim chodzić? A czy ktoś tu mówi o poezji? To raczej gra układów, chwilowych koniunktur, usług wzajemnych czy wymiany barterowej, opis mechanizmów, którym przygląda się oko bystre, znające się na rzeczy, opatrzone z tym, czemu się przygląda. Beznamiętne, zdaje się, nie dające się nabrać, nie ulegające złudzeniom, skoro zauważa i to, że śmierć jest formą reklamy. To wszystko – po takiej wiedzy jakież wybawienie? I kiedy czytając myślimy sobie, że „To wszystko” znaczy tyle, co „tylko do tego się wszystko sprowadza”, następuje ciąg dalszy, zupełny – to znaczy o 180 stopni – zwrot. To wszystko
jest do zapomnienia
kiedy się czyta
wiersz
Wbrew pozorom – czy może wbrew pierwszemu wrażeniu – to nie jest wiersz autotematyczny. To nie jest, nieprawdaż, wcale wiersz o pisaniu wiersza, to jest wiersz o czytaniu. O nieautentyczności, w której jest miejsce na autentyczność przeżycia.( B. Zadura Pulsujące źródło, Akcent 1-2/2003)
I jeszcze jeden wiersz:
NIE MA CUDÓW
nic już dzisiaj nie napiszę
ale wystarczy
gest w otwarte drzwi balkonu
i z garści pszenicy w samym środku grudnia
wyrastają wróble
Pierwsza refleksja krytyczna: Geneza nowego tomiku poetyckiego Magdaleny Jankowskiej w sposób dosłowny została zawarta w jednym z rozpoczynających tę książkę utworów:
„nie ma cudów
nic już dzisiaj nie napiszę”
W zbiorku „Tak się składa” czyhają bowiem na czytelnika wiersze pisane przeciwko twórczej niemocy. A zdawałoby się, że wydawnictwo Norbertinum miało w tym przypadku gotową receptę na sukces. Magdalena Jankowska ma już znaczący dorobek poetycki, dotychczas zyskiwała przychylne recenzje i ciepły odbiór czytelniczy. Jej wrażliwość stwarzała okazję wyjścia poza konwencjonalne „kobiece ciepło”. Dawała też szansę poruszenia problemów egzystencjalnych w sposób oryginalny, osobisty i twórczy, bez powtarzania szeroko znanych komunałów (Iwona Kowalczyk, Nie ma cudów, Kurier Lubelski)
I drugie odczytanie: O wierszu „Kto się tu liczy?” warto pamiętać, gdy się czyta ostatni wiersz tomu „już” – bardziej autotematyczny, bo o pisaniu – choć to nie musi być pisanie wiersza, to może być pisanie jakiegokolwiek – mowa już w drugim wersie:
nie ma cudów
nic już dzisiaj nie napiszę
Gdybym sądził po sobie, to byłbym pewny, że to jakiś inny rodzaj pisania użytkowego, pisanie jakiegoś artykułu, recenzji, no może prozy. „Nie ma cudów” z pierwszej linijki powiedziane jest lekko, zwyczajnie, niezobowiązująco, kolokwialnie i cały ten pierwszy dwuwiersz właściwie zarysowuje sytuację całkowicie banalną
ale wystarczy
gest w otwarte drzwi balkonu
i z garści pszenicy w samym środku grudnia
wyrastają wróble
Nie ma cudów, a oto dzieje się cud, w pewien sposób ten wiersz sam jest cudem, cudem przemiany ziaren w ptaki, czymś, co da się wytłumaczyć, ale zanim się zacznie tłumaczyć , uderza sugestywnością i momentalnością dziania się. Czytając ten wiersz zapomina się o tym wszystkim, co zostało opisane w wierszu Kto się tu liczy?, zapomina się także o tym, jak sam ten wiersz jest zrobiony, o tym, że nie ma w nim słowa ziarno, a wróble wyrastają z ”garści pszenicy”( Bohdan Zadura Pulsujące źródło, Akcent 1-2/2003)
Przecież wiemy, że w akcie czytania treść podlega filtrowi światooglądu odbiorcy, który czasem z utworu zatrzyma intencje zupełnie autorowi obce, a czasem uświadomi poecie zupełnie niejawną dla niego samego postawę. Raz wierszowi przyda wartości, a raz ją niemal unicestwi, ale o tym trzeba zapomnieć, kiedy się pisze wiersz.
P.S.
Artyści wszystkich branż – chcecie się podzielić doświadczeniami z odbioru Waszych prac?
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie…