Czy jest jakaś wspólna cecha predysponująca do wykonywania takich zajęć, jak strażnik więzienny, nauczyciel, rzeźnik, pracownik telemarketingu, lekarz sądowy, księgowy, polityk, ksiądz i muzealnik. Trudno mi taką znaleźć prócz najogólniej pojętej rzetelności w wykonywaniu własnego fachu. A jednak zostały wymienione jedna po drugiej…
To może na zestawione zatrudnienia spojrzeć przez pryzmat ich prestiżu, bowiem rozpięcie między nimi ogromne – gdzież telemarketerowi do polityka czy księdza. Może w tym celu ten ktoś je wybrał? Pokazał, jak rozległy jest obszar niemożności. Ważny trop, ale nie wyjaśnia wszystkiego.
Teraz spróbujmy przyłożyć miarkę potocznie rozumianej wrażliwości duchowej i tak zwanej zimnej krwi. W tej optyce ksiądz i nauczyciel (w obydwu przypadkach z pominięciem znanych odchyleń) musieliby stanąć po przeciwnej skali z rzeźnikiem i z lekarzem sądowym. Ten czarno-biały podział, który chcę przypisać autorowi słów, wydaje się służyć zobrazowaniu jednakiemu wykluczeniu ze wszystkich sfer zawodowych. Powyższe ustalenie chyba będzie na coś przydatne.
A może przedstawiciele tych zawodów razem wzięci pozwalają zbudować strukturę, bez której funkcjonowanie człowieka byłoby niemożliwe? Nie, to ślepy zaułek. Przecież paru specjalistów tu jednak brakuje. Trudno sobie dzisiaj wyobrazić życie bez mechanika samochodowego, bankowca lub pilotów? To nie ten trop, a przecież autor zestawił zawody, żebyśmy poszukiwali klucza do zrozumienia jego sensu…
Czyżby wypowiadający te słowa chciał uświadomić nam marginalną rolę twórcy? Nie, sam się odżegnał od tej intencji w niedawno emitowanej audycji telewizyjnej i chcę wierzyć poecie.
nie mógłbym być
strażnikiem więziennym
ani nauczycielem
nie mógłbym być
rzeźnikiem
ani prokuratorem
nie mógłbym być
pracownikiem telemarketingu
nie mógłbym być
lekarzem sądowym
ani chyba lekarzem w ogóle
nie mógłbym być
księgowym
ani komornikiem
nie mógłbym być
politykiem
(nawet samorządowego szczebla)
nie mógłbym być
księdzem
(chociaż w dzieciństwie chciałem)
nie mógłbym być
muzealnikiem
(próbowałem to była masakra)
[Cd. cytowanego wiersza nastąpi, bo chwilowo pozbawiłam go pointy.]
Czy jeśli by to twierdzenie zmodyfikować tak: nie mógłbym być poetą, ani prozaikiem, ani tłumaczem, ani recenzentem, ani kierownikiem literackim w teatrze pantomimy, ani redaktorem pisma, to wynikająca z nich konkluzja byłaby taka sama:
strach pomyśleć
co by było gdyby wszyscy
byli tacy przydatni jak ja
Chyba niewiele osób mogło tak pomyśleć, choć znam jedną czy dwie, które by się pod tym wyznaniem podpisały..
To już chyba jestem blisko: tytułowa „Nieprzydatność” to odkrycie – wcześniej czynione inaczej przez wielu innych – że w sytuacjach ostatecznych wszystkie nasze etykiety stają się nieprzydatne. Cała ta masa danych, którą by można przytoczyć w mowie pogrzebowej tak niewiele mówi o człowieku. Bowiem portret zawsze jest wielokrotny, bo składa się tysiąca drobiazgów. Według mnie dlatego właśnie wiersz „Nieprzydatność” otwiera tom o przeżytym zawale.